Leczenie zwierząt na własną rękę - bo pani w aptece powiedziała......

in #polish6 years ago (edited)

Lekarze ludzcy mają tylko jeden rodzaj pacjentów LUDZI. Farmaceuci znają się na lekach dla ludzi, z podziałem na dorosłych i dzieci.
W naszym zawodzie jest nieco więcej rodzajów pacjentów, każdy o specyficznych wymaganiach.
Ograniczę się do psów i kotów.
Co z domowych leków przeciwbólowych można podać psu? - zapytała znajoma przez telefon.
Jakie masz? Co tam w domowej apteczce znalazłaś? - chcę pomóc.
Apap, ibuprofen, paracetamol... ketonal - wylicza.
Żadnego z tych nie wolno, zabijesz psa. To nie są leki dla psów tylko dla ludzi.
To co mu dać, Azorowi znaczy? Ibuprom nawet dzieciom się podaje...

Nic, do lecznicy, dostanie właściwy lek, a ty weź zapas tabletek przeciwbólowych z lecznicy (w domyśle: żebyś mi w przyszłości doopy nie zawracała).

To fakt, że niektóre leki wypisujemy naszym pacjentom, na receptę, do realizacji w ludzkiej aptece.
I tylko leki zalecone przez nas są bezpieczne.
Wyliczamy wtedy dawkę ile i jak podać itp.

Klientka chciał kupić w aptece jakiś lek na odrobaczenie dla kota.
Pani magister doradziła jej pyrantelum. A ile podać kotu? Kot jest mały to tak jak dziecku...bo też małe :(
Ręce opadają.....

Jakie leki można wydać dla zwierząt w aptece?
Najlepiej żadnych!
My mamy wszystkie leki dla psów i kotów w lecznicy.
Bez konsultacji z lekarzem weterynarii nie wolno stosować niczego
.

Jest wiele leków, które można podać i psom i kotom, a jaszcze więcej tych, których bezwzględnie NIE wolno stosować u kotów, chociażby preparatów z permetryną.
Dla kotów śmiertelna, dla psów spoko.
Przykładem jest Ektopar, krople "na pchły".
Wielu właścicieli chce zaoszczędzić, wykropią na psa, resztę na kota.
Pies straci pchły a kot życie.
Leczenie kota wyłącznie objawowe. Jeśli się uda :(

Na koniec zdjęcie psa, który dostał ibuprofen... bo go bolało a skoro pomaga ludziom to i psom.
ibuprofendla psa.jpg

Takiej żółtaczki "najstarsi górale nie widzieli".
Lek spowodował nieodwracalne zniszczenie wątroby.
Młody pies.
Nie będę dodawała, że zdjęcie pośmiertne.

NIE PODAWAJCIE LUDZKICH LEKÓW BEZ KONSULTACJI Z LEKARZEM WETERYNARII
Telefon do lecznicy nie boli, nie kosztuje. Pytajcie.

zgoda na zdjęcie.

Sort:  

A to co Goździkowej też nie wolno? :(

Nie wolno. Jest mnóstwo leków weterynaryjnych przeciwbólowych, w odpowiedniej dawce i z odpowiednim składem.
Goździkowa dla Ciebie :P

Nie mam psa ani kota ale dobrze wiedzieć - bardzo ciekawe :) dzięki! Pamiętaj Ania o tag’u #pl-kobieta. Tu nie chodzi o tematykę kobiecą ale o to o czym i co piszą kobiety. Tematyka dowolna :)

Dałam stosowny tag :P

👍🏻😘

A co jak pies ma biegunkę, bo słyszałem że można podawać ''ludzkie'' leki.
Swoją drogą ludzie myślą, że skoro pies je to samo co my to i leki też mogą być te same...

Węgiel, smectę. Chociaż są lepsze weterynaryjne, np. diarsanyl.

Dobry tekst. Ludzie często nie rozumieją, że jak w każdej dziedzinie tak również w leczeniu zwierząt, liczą się wiedza i kompetencje. Nie własne widzimisię i "porady" fachowców z google w stylu "ja podałem i nic mu nie było". Nóż się czasami w kieszeni otwiera jak się czyta takie "porady", a za niefrasobliwość właścicieli bólem i śmiercią płacą potem zwierzaki.

Jak ktoś przychodzi i zaczyna od tekstu, że konsultował z doktorem Googlem zawsze polecam dodatkową konsultację z doktorem Yahoo.

Dyskutowałam kilka dni temu z farmaceutką na czacie prywatnym. Pisała o konieczności doczytania farmakologii weterynaryjnej, żeby wiedzieć co podawać a czego nie. Odpowiedziałam jej, że jeśli masz receptę od nas to wydaj lek, w przeciwnym razie odsyłaj w diabły....

Zanim jeszcze zacząłem czytać tekst, zacząłem się zastanawiać, czy ... są specjalne apteki dla zwierząt. Z tego co wywnioskowałem z tekstu, to taką funkcje pełni po prostu lecznica?

Nie ma. My się zaopatrujemy w hurtowniach, a pacjenci w lecznicach. Lecznica nie jest apteką, nie można do nas przyjść i kupić sobie jakiegoś leku :( Lek jest zawsze wydawany tylko po badaniu zwierzęcia, na kontynuację leczenia w domu tegoż zwierzęcia.

Ale czy można dostać receptę na typowo zwierzaczkowy lek do realizacji u konkurencji?

Nie. Lecznice nie są aptekami! My nie wystawiamy między sobą recept. Mamy wszystkie niezbędne leki w lecznicy. Jeśli któregoś chwilowo zabraknie, a jest psu czy kotu w danej chwili, to odsyłamy klienta na godzinkę na spacer i dzwonimy do innej lecznicy z pytaniem, czy mają.

No to jest to moim zdaniem niefajne.

Przykład z życia - znam starszą osobę o złotym sercu i gównianej emeryturze. Ma kilka swoich zwierzaczków, poza tym dokarmia dzikie zwierzęta (jeże, ptaszki zimą) oraz czasem co bardziej zabiedzone kundle i koty sąsiadów. Z pomocą jakiejś fundacji dokarmia również bezdomne koty w miasteczku.

W swojej miejscowości ma ulubionego weterynarza, który jak podejrzewam daje jej jakieś przyzwoite zniżki (jest jego częstym gościem i nie waha się wydać swoich pieniędzy na zagrzybionego, prawie oślepłego jeża). Ale jeśli jest sytuacja awaryjna to najbliższego weterynarza 24h ma w sąsiedniej miejscowości. Teraz już rozumiem czemu nie lubi tam jeździć. Poza problemem logistycznym jest też problem cen - w tej sąsiedniej miejscowości mieszkają w większości bardzo bogaci ludzie więc weterynarz musi być dużo droższy.

Ja rozumiem, że część leków trzeba wykupić i podać natychmiast. Ale na część mniej pilną mogliby jej wypisać receptę. Oczywiście, że nie musi wykupić tych leków, które nie są potrzebne natychmiast, ale to oznacza, że w świetle tego co piszesz musiałaby jeszcze raz pojechać z chorym zwierzakiem w pierwszy dzień roboczy do tego drugiego tańszego weterynarza i oprócz leków drugi raz zapłacić za badanie.

Oczywiście to jest osoba starszej daty - zbyt dumna by przyznać się do takich problemów, ale teraz mi trochę się wyjaśniło czemu ma z tym drugim wetem taki problem.

:-(

Takich "przykładów z życia" są setki. Od takiej pomocy są fundacje, zawsze się można do nich zwrócić. Popytać też można w gminie, czy udzieli jakiegoś wsparcia w potrzebie. Lekarze weterynarii to nie instytucje charytatywne. Koszty działalności każdy z nas ma takie same: ZUS, pracownicy, pensje, prąd, gaz (jeśli jest) czynsz i reszta opłat. Leki, czy to w mieście czy pipidówce, kupujemy za taką samą cenę.
Nie istnieje takie coś, jak wypisywanie recepty do drugiej lecznicy. Można, na prośbę klienta, zadzwonić do najbliższego lekarza, zapytać czy ma dany lek, czy wyda na kontynuację dla tego i tylko tego pacjenta.

Nie zrozum mnie źle - nie oczekuję pomocy za darmo i doskonale rozumiem, że weterynarze nie mogą i nie chcą pracować charytatywnie. Ta wspomniana osoba tym bardziej (jest naprawdę zbyt dumna by poprosić o najmniejszą pomoc czy przysługę). Pomijając to zresztą chodziło mi o sytuację awaryjną gdy jest sobota w nocy i pod drzwiami zjawia się poturbowane, wręcz umierające stworzenie - gmina czy fundacja nie mają jak pomóc. Ale tu nie o to chodzi.

Nie chcę nikogo obwiniać ani atakować. Po prostu, choć może czegoś nie rozumiem, sytuacja wydaje mi się nieco dziwna (niezdrowa byłoby być może za mocne) - taka niezbyt prokonkurencyjna. Z lekami ludzkimi jest tak, że przynajmniej w jakimś zakresie, apteki mogą cenowo konkurować o klienta (to pewnie też jakieś uproszczenie, jak mi się zdaje ten rynek jest przeregulowany i niełatwy). A tutaj możliwości dla takiej konkurencji za bardzo nie widzę.

Można, na prośbę klienta, zadzwonić do najbliższego lekarza, zapytać czy ma dany lek, czy wyda na kontynuację dla tego i tylko tego pacjenta.

Pomińmy to, że w opisywanej przeze mnie sytuacji to niczego nie rozwiąże (jest sobota w nocy) ale rozumiem, że to i tak zależy od dobrej woli weterynarza?

Czy zechcesz się podzielić swoim doświadczeniem i napisać w dwóch zdaniach jak to jest z cenami tych leków w detalu? Czy różnice cen potrafią być bardzo wysokie w różnych lecznicach? Czy panuje pełna dowolność co do ustalenia ostatecznej ceny detalicznej?

Lek jest sprzedawany zawsze z usługą. Płacisz za to, że ja wiem co podać, jak podać, w jakiej ilości, jak często. My też bierzemy odpowiedzialność za leczone przez nas zwierzęta. Lek stanowi element wizyty, badania, diagnostyki. I zawsze pod konkretne zwierzę. Nie ma tak, że przychodzisz do lecznicy i chcesz tabletki na serce dla swojego psa, nie ma takiej opcji! Musisz być z psem, badanie, ekg, usg, krew, wszystko co potrzeba do postawienia diagnozy. I dopiero wtedy leki.

A w awaryjnej sytuacji zawsze można wezwać lekarza na wizytę domową.

Dobry temat. Sam tylko wiedzy farmaceutycznej miałem okazje liznąć i poczytać ale na moje "wydaje mi się" wiem, że zwierzęta mogą mieć inny system metabolizujący substancje. Tak jak człowiek dobrze radzi sobie z teobrominą,to pies bardzo źle to trawi i duża szansa zatrucia się tym związkiem. Waga jak koleżance się wydawało niema znaczenia tylko dostosowanie organizmu do przyjęcia związku chemicznego w tym wypadku ibuprofenu.

Czekolada jest trucizną dla psów, im bardziej gorzka tym gorsza. A są "czekolady" zoologiczne, specjalnie dla psów, i cukierki w kolorze czekoladowym. Pies kradnie ze stołu czekoladę, bo tam leży, ale łatwo go oszukać dając "sztuczną".

Warto też napisać o "częstowaniu" psa czekoladą. Kakao jest dla psów śmiertelne. Powoduje palpitacje serca oraz zawał. Ślimaki za to zejdą na zawał po spożyciu kawy. podobnie może być z innymi ludzkimi przysmakami.

O czekoladzie jest wyżej....

Ja mam królika i na grupie króliczej najbardziej mnie bawią posty pt: mój królik dziwnie się zachowuje, nie je - jak myślicie co mu jest. Na odpowiedzi - jedź do weterynarza albo chociaż zadzwoń - nie reagują. Nie rozumieją też, że ten weterynarz który jest ekspertem od kota czy psa, nie zawsze musi być ekspertem od królika. A na grupie jest lista weterynarzy, razem z listą telefonów chociażby do konsultacji.

W grupach kocich, psich i innych zwierzęcych to normalne jest, że pojawiają się pytania "mój kotek ma tutaj takie ten... to co to może być?" i na propozycję "do weta" nie ma reakcji :( I drugi rodzaj pytań: mój pies kaszle, robi hrrrr co to może być i czy miał tak ktoś.

Do lecznicy - chodzić nie muszę. Moje zwierzęta mają ten luksus, że za płotem mamy dobrych sąsiadów - lekarzy weterynarii. I w razie potrzeby profesjonalna pomoc może być udzielona szybko.
Więc suczka i koty - mogą spędzać na zabawie cały dzień...

Czy taka pomoc była udzielona? Tak - bliżej niezidentyfikowane -spuszczone psy - zaatakowały kotkę - w wyniku czego jej ogon(koniec) został obdarty ze skóry i sterczała naga kość z mięchem...

Od momentu kiedy udzielono pomoc i - wszystko się zagoiło - oczywiście kotka boi się - psów...(trauma pozostała), ale bawi się, przytula, poluje, normalnie funkcjonuje - czego chcieć więcej?

Przez myśl mi by nie przeszło, żeby karmić na własną rękę lekami (dla ludzi) zwierzęta...

Bardzo mądre podejście.

Coin Marketplace

STEEM 0.25
TRX 0.11
JST 0.032
BTC 63519.79
ETH 3073.58
USDT 1.00
SBD 3.82