Sort:  

Niestety, ale muszę się zgodzić z Tobą. Dla mnie niestety szkoły są jakimś przeżytkiem, nauczyciele... a w sumie nauczycielki są stare i wypalone zawodowo. Oczywiście generalizuję, ale szkoła nie jest ciekawym miejscem ani dla uczniów ani dla nauczycieli. A wydaje mi się, że nauczyciele z powołaniem stanowią zdecydowaną mniejszość. Zresztą powołanie to można realizować w innych miejscach za większe pieniądze.
Zdarzyło mi się uczyć nauczycieli. Muszę przyznać, że było to moje najgorsze doświadczenie zawodowe. Chłopcy z ośrodków szkolno-wychowawczych mieli więcej szacunku do mnie. Ale też rozumiem skąd się brała frustracja u nauczycieli... nie zmienia to faktu, że są pewne normy zachowania wobec drugiej osoby.
Mogłabym tak jeszcze długo pisać... Podsumowując... na ten moment musiała by nastąpić rewolucja w oświacie, reforma, to za mało, żeby cokolwiek się zmieniło na lepsze.

Propozycja obecnej "góry" to dokonywanie oceny nauczyciela co trzy lata. Gdy spełni wszystkie kryteria z listy, będzie mógł dostać dodatek do pensji. Moim zdaniem nowa parodia ładnie kompletująca się z parodią jaką jest awans zawodowy. Dlaczego? A dlatego, że znaczna większość nauczycieli wypalonych, miernych, nienadążających z kompetencjami bez trudu uzyskała dyplomowanie. Wypełnią potrzebne kryteria oceny i też wszystko będzie pasiło. Na papierze.

Uważam , że będzie właśnie odwrotnie. Płace są naprawdę niskie , młodzież się demoralizuje. Mało jest osób które naprawdę chcą uczyć młode osoby z powołania lub takich które marzą o zostaniu nauczycielem. Za czasów PRL też nie było lepiej , aby być nauczycielem twoją najważniejszą cechą musiały być poglądy komunistyczne , przecież ktoś kto nie uczyłby dzieci socjalizmu byłby zły systemowi. Teraz z jednej strony i ci naprawdę starsi nauczyciele są żli oraz ci nowi, a ludzie z powołaniem to mniejszość. Naprawdę zgodzę się z @mespanta musiała by nastąpić rewolucja w oświacie ,reforma, to za mało.

Mam wrażenie, że dojdziemy wkrótce do sytuacji znaczących braków kadrowych w szkołach. Na razie jeszcze nie została osiągnięta swoista "masa krytyczna" - dyrektorzy jakoś tam plany układają, podsyłają sobie wzajemnie pracowników na kilka brakujących godzin. Ale w pewnym momencie tak się już nie da. Być może najbardziej znaczące zmiany w szkolnictwie wynikną nie z pomysłów nastepujących po sobie ekip rządzących, ale z demografii i ekonomii.

przygnębiłam sie :(
gdy popatrzysz na to w ten sposób, czyli od zaplecza, to jakim małym trybikiem w tej całej złożonej machinie zła, okazuje sie być Dziecko, prawda?
tzn wieesz.. yghm.. -moje dziecko, Twoje dziecko, nasze ukochane dziecko przyjaciół etc.. :))

..bo już "banda rozwydrzonych dzieciaków" to jest inny temat! i to jest właśnie ta 3-cia strona medalu, warta pewnie kolejnej riposty (o czym napomyka przez chwile złowrogi tytuł tego artykułu :)
bo przecież dobrze rozumiemy, że pomijając już nawet finanse, to charakterystyka tego zawodu nie jest łatwa..
oj wielowymiarowy i trudny temat oświatowy..

a że płace niektórych, tak odpowiedzialnych społecznie zawodów - są tak upokarzająco niskie!.. to jest po prostu niemoralne.

Żeby nie było tak całkiem pesymistycznie.

Wielu nauczycieli, których znam, wielu dyraktorów (i ja jeszcze jako pracownik oświaty również) robi wszystko, żeby dzieci były chronione przed politycznymi przepychankami (teraz MY zrobimy lepszy sytem! a teraz MY!), nie odczuwały przynajmniej pod względem rozwijania kompetancji takich rzeczy jak obecność czy brak dodatkowych funduszy, trudności z organizacją pracy szkoły.
Ale oczywiście wychodzą sytuacje niekorzystne - dwuzmianowość, zmiany budynków szkół przy ostatnich przewrotkach, nauczyciel, który nie spełnia oczekiwań uczniów, rodziców, dyrekcji...

To prawda, że problemy są zwykle złożone i wielowymiarowe. Bywa tak, że rodzic uważa, że jego dziecko nie jest odpowiednio traktowane w szkole, a nie ma ku temu realnych przesłanek. Bywa tak, że nauczyciel to ewidentnie osoba, która nie nadaje się do pracy i też trzeba o tym jasno komunikować.

Jednak będzie pesymizm, ale z dobrym finałem.
Napiszę o przykładzie skandalicznym. W pewnej szkole średnej zatrudniony został nauczcie przedmiotu maturalnego. Pracował dobrych kilka lat, miał również wcześniejsze doświadczenie z innych szkół. Wyniki matur z tego przedmiotu były przez okres jego pracy po prostu złe. Szkoła zyskała opinię takiej "dla najsłabszych", zdolniejsza młodzież zaczęła umykać do innych szkół. Nauczyciel tłumaczył kiepskie wyniki tym, że do szkoły przyjmowani są najsłabsi uczniowie! I oto zaczęła się spirala pikowania szkoły w dół z wizją likwidacji w nieodległej przyszłości. W końcu w jednej z klas znalazło się kilkoro rodziców, którzy wierzyli we własne dzieci i jednocześnie mieli kompetencje, aby ocenić metody pracy i system oceniania stosowany przez nauczyciela. Przedstawili swoje obserwacje dyrekcji i w efekcie nauczyciela zwolniono. Ale, ale - po drodze odbyło się kilkanaście spraw sądowych, bo nauczyciel uważał, że zwalniany jest niesłusznie, a niektórzy z grona pedagogicznego i przedstewiciele rodziców naruszyły jego dobre imię. Sprawy przegrał. Okąd nie pracuje procentowe wyniki matur wzrosły razy dwa (!) - tak, mnożenie.
Wniosek - nie poddawać się. Jeżeli mamy wątpliwości co do pracy nauczyciela z dzieckiem, zachowywać drogę służbową - rozmowa z nauczycielem, rozmowa z dyrekcją, z organem nadzoru. Starać się nie ulec emocjom - fakty wskazujące na niedopełnienie obowiązków, błędy dydaktyczne nauczyciela to zawsze agrument twardy, łzy czy krzyki rodzica dla sądu nie będą żadnym argumentem.

I jeszcze o "bandzie rozwydrzonych dzieciaków". Najczęściej takim tekstem strzelają osoby postronne, starsze. Pamiętam taką sytuację w tramwaju - jechałam z klasą na łyżwy. Dzieciaki grzecznie stoją, bo klasa szósta, więc nie zajmowali miejsc starszym, rozmawiają, śmieją się. Nikt nie krzyczy, nie robi zamętu. I co w zamian? Ofuknięcia - "Autokar się najmuje na wycieczki!", "Ach ta młodzież!", "Wytrzymać nie można!". Hę?

Jako była „młoda” nauczycielka (zaczęłam pracę w szkole zaraz po studiach) było mi bardzo ciężko odnaleźć się w środowisku w którym od dawna panowały pewnego rodzaju klity... nie wspomnę już o zarezerwowanych miejscach i krzesłach przy stole w pokoju nauczycielskim. Gdyby nie fakt, że w szkole pracowała moja Ciocia czyli moje „plecy” to dużo wczesniej zrezygnowalabym z niej... A tak przez prawie 4 lata zdążyłam pokochać tę pracę (i to nie ze wzgledu na nauczycieli ale na uczniów), dostać wychowawstwo, otrzymać dwa razy nagrodę dyrektora i uzyskać tytuł najsympatyczniejszej nauczycielki roku :)

Coin Marketplace

STEEM 0.36
TRX 0.12
JST 0.040
BTC 70744.80
ETH 3561.94
USDT 1.00
SBD 4.80