Dzień drugi finału Pucharu Kontynentalnego - sukcesu nie będzie

Była walka, było poświęcenie, ale powtórki z listopada już nie. Byłoby nieuczciwym napisać, że GKS Katowice przegrał z gospodarzami niezasłużenie. Rywal przewyższał polską drużynę w każdej tercji w ilości strzałów. Do tego katowiczanie nie pomogli sobie, zbyt często faulując. Nawet jeśli przeciwnicy tego nie wykorzystywali, to samemu traci się w ten sposób szanse na stwarzanie sytuacji podbramkowych. A w konsekwencji na strzelanie goli. Do tego dochodzi utrata sił podczas gier w osłabieniu.
Ale po kolei. W pierwszej tercji dość długo utrzymywał się bezbramkowy remis. Starania gospodarzy przyniosły efekt na niecałe trzy minuty przed końcem premierowej odsłony. Druga tercja rozpoczęła się jak marzenie dla GKS-u. W 14. jej sekundzie padło wyrównanie. Tercja była wyrównana, wydawało się, że katowiczanie mogą przełamać Belfast. Jednak to brytyjska ekipa ponownie wyszła na prowadzenie. Gdy wydawało się, że tak się skończy ta część gry, na 9 sekund przed końcem fiński napastnik Katowic przywrócił remis. Było 2-2 i jeszcze wszystko możliwe. Rozwścieczeni gospodarze rozpoczęli trzecią tercję, tak jak ich rywal drugą. W 15. sekundzie ponownie znaleźli się na prowadzeniu. Próby doprowadzenia do remisu były mało przekonywujące. Na domiar złego w decydującej fazie tercji posypały się wykluczenia dla polskiej drużyny, co zaowocowało bramką w podwójnej przewadze na nieco ponad minutę przed końcem spotkania. Stało się jasne, że Belfast Giants mecz wygrają i jutro zagrają finałowy pojedynek o puchar z Arlanem Kokczetaw. Katowiczanie ponownie ulegli 2-4 i pozostanie im tylko gra o 3-cie miejsce z Białorusinami. Oznacza to, że nie poprawią wyniku GKS-u Tychy, mogą go wyrównać. Wydaje mi się, że szanse na to są spore. Wszak HK Gomel jest wyraźnie najsłabszym ogniwem tego finału.
Poniżej skrót meczu.