Przedwojenna Warszawa wg Twardocha

in #polish5 years ago

Czytam sobie tego Twardocha kolejną pozycję. Właściwie ją już spełniłem. Wiem, że nie po kolei czytam, ale nie ma to chyba większego znaczenia. Wszak nie poszukuję dróg rozwoju tego pisarza. Poszukuję raczej emocji, dobrej literatury, ciekawych historii, wciągających wątków. Twardoch miesza, nie pierwszy z resztą raz, rzeczywiste postaci i wydarzenia z fikcyjnymi, dopasowanymi do potrzeb opowieści. Ta jest prowadzona w sposób zgrabny, z narastającym zainteresowaniem oczekiwałem kolejnych spotkań z książką i niecierpliwie przewracałem kolejne strony, by dotrzeć wreszcie do jej finiszu.

Emocjonalne przywiązanie do głównego bohatera spowodowało, że spotkał mnie tutaj zawód. Nie chodzi o to nawet, że Jakub Szapiro nie wyjechał ostatecznie do Izraela, ale o to, że zostawił na pastwę swoją rodzinę. Rysowana jest ona cały czas w aurze spełnienia i pomyślności, bo nie napiszę, że szczęścia. Okazało się, że pieniądze szczęścia tutaj nie dały, że to nie była prawdziwa miłość. Ani do Emilii, ani, co gorsza, do dzieci. Choć rozumiem, że czasy wojny były niewyobrażalnie dla nas, dzisiejszych ludzi, trudne. Dla Żydów tym bardziej, niemniej jednak, nie tak zachowuje się ojciec rodziny. Porwała go jego prawdziwa miłość, szalona miłość, miłość młodości. Wiem coś o tym, bo, zachowując wszelkie proporcje, przeżyłem czy też przeżywam wciąż podobne rozterki. Niejednokrotnie targają one mną, ale nie pozwalają na pozostawienie tego, co jest tutaj i teraz, dla tej dawnej miłości. Inna sprawa, że tamta wcale na mnie prawdopodobnie nie czeka. Twardoch spowodował, że kibicowałem pomyślności rodzinie Szapiry. Nawet pomimo bestialskości i bezwzględności tej postaci w pewnych momentach.
Przyczepię się jeszcze do jednej rzeczy z gatunku faktografii. Zastanawiam się jak to się stało, że król sporej części Warszawy, mający za sobą oddaną grupę uzbrojonych ludzi, nie bojący się walki, a nawet śmierci, dał się tak łatwo zamknąć w getcie? Tak łatwo, znaczy właśnie bez walki? Oczywiście niemiecka siła nie była do pokonania, ale bez walki? W powieści jest tylko zarys tej historii, jest ona niejako poza czasem, wspomniana mimochodem, dla wyjaśnienia późniejszych losów tytułowego bohatera. Obraz jednak zbudowany w narracji trudno jest przełożyć właśnie na te wojenne losy Szapiry. Próbuję to sobie zracjonalizować w ten sposób, że wystarczyło mu zostanie członkiem żydowskiej policji i jakimś cudem zaufaniem Niemcom. Jako policjant prawdopodobnie zachował przynajmniej część swojej dotychczasowej pozycji, ale już bez wpływów, bo Niemcy z Żydami nie współpracowali, lecz ich wykorzystywali. Nawet jeżeli ci drudzy sądzili, że to współdziałanie fair.
Jest jeszcze kwestia niezbyt dla mnie zrozumiała, czyli kaszalot. Z tego co wyczytałem w kilku recenzjach, miałby to być metaforyczny Lewiatan (dalekie pochodzenie imienia Litani). Miałoby więc to być coś ogarniającego ludzkość swoim cielskiem, ale i swoją wolą, pozbawiając jej nas - ludzi. Z drugiej strony, patrząc na postać kaszalota-lewiatana, widzieć można by siłę porządkującą świat, powodującą, że ludzie żyją jednak w jakiejś zgodzie. Tak chciał Hobbes, pisząc swojego "Lewiatana", rozumiejąc go jako metaforę państwa, stojącego na straży porządku, bo inaczej źli ludzie wzajemnie się pozabijają. Właśnie w tej interpretacji nie pasuje mi Litani, jako Lewiatan. Nie wprowadza on porządku i ładu. Wręcz przeciwnie. Swymi rozpłomienionymi oczyma wzmaga u ludzi chęć walki, zemsty, zabijania. Oczywiście swoisty porządek wprowadzany jest rękoma Kuma i jego żołnierzy, ale dzieje się to poprzez szantaż, zastraszenie, w ostateczności przekupstwo. Dla mnie kaszalot jest autorskim wyobrażeniem boga. Takiego deistycznego boga, który jest, ale który nie wpływa na losy ludzkie. Jedynie w ludzkiej ostateczności połyka ludzkie ciało, by roztopić je we własnej wieczności, nicości i nieograniczoności.
Na koniec napiszę tak: lubię czytać Twardocha dla jego sprawności językowej. Z pewnością sięgnę do reszty jego powieści, ale póki co przerwa na inne rzeczy, czasami trochę zapomniane.

Sort:  

Szapiro i jego ludzie na dobrą sprawę nie mieli władzy, mieli iluzję władzy. Taką jaką dawali im prawdziwie rządzący. Ktoś musiał trzymać za mordę niziny społeczne, tak aby nie sprawiały zbytniego problemu. Kum dobrze sobie z tym radził i nie był problematyczny. Żył w pewnej symbiozie, ale nie był nikim nie do zastąpienia. Przestępczości nie da się wyplenić więc trzeba się z nią dogadać. Powieść urywa się w złym momencie, wtedy kiedy tak naprawdę postać Jakuba dopiero ma osiągnąć szczyt i upaść. Może kiedyś pojawi się Królowa - powieść poświęcona Ryfce i Szapirze w czasie przed i podczas okupacji. Mi się zakończenie nie podobało, ale potem stwierdziłem, że jest dobre. Takie po prostu jest życie.

Możliwość wpływania na innych ludzi zawsze jest władzą. Że czasami iluzoryczną i zmanipulowaną, to inna sprawa. Często jest tak, że są "więksi".
Kontynuacja już jest - "Królestwo". Z powodu innych obowiązków jeszcze nie czytałem.

Coin Marketplace

STEEM 0.29
TRX 0.12
JST 0.033
BTC 63457.41
ETH 3119.12
USDT 1.00
SBD 3.94