Zło we mnie - kolejny pseudoartystyczny "horror", od którego się odbiłem

in #polish6 years ago

Witam.
Dawno na tym blogu nie było recenzji żadnego horroru. Jako, że należę do kilku filmowych grupek na facebooku, dostrzegłem tam małą ekipkę, która owiała specyficznym kultem filmy niejakiego Oza Perkinsa. Także z czystej ciekawości, zachęcony pozytywnymi opiniami i ładną, zieloną ramką przy ocenie na metacritic, obejrzałem jego debiutanckie dzieło - "Zło we mnie".

Słodki Jezu... co to w ogóle było?

Najpierw może zacznę od zalet.

Od strony technicznej film jest wykonany bardzo dobrze i nie mam się do czego przyczepić. Zbudowanie mrocznej atmosfery twórcom się całkiem w niektórych momentach udało, za sprawą w dużej mierze solidnej, psychodelicznej muzyki, choć muszę przyznać, że często ta "mroczna atmosfera" w wielu scenach tutaj nie ma żadnego uzasadnienia. Niby ciemno wszędzie, niby mroczna muzyka, a na ekranie nie dzieje się kompletnie nic. Aktorzy radzą sobie również bardzo dobrze.

Ale przejdźmy do fabuły. I naprawdę, chciałbym napisać coś dobrego na jej temat. I chciałbym napisać cokolwiek o niej nie wrzucając żadnych spoilerów, ale nie da się.

W filmie poznajemy dwie dziewczyny - Kat i Rose, które muszą przesiedzieć ferie zimowe w internacie, ponieważ rodzice ich (prawdopodobnie) olali. Chodzą one sobie tam i rozmawiają. Równolegle prowadzony jest wątek Joan, która błąka się po ulicy i przyjmuje propozycję podwózki w okolice starej szkoły od bogobojnego Billa.

Przez 90 procent filmu NIC się nie dzieje. Dostajemy masę rozmów, wskazówek umożliwiających połączenie wątku dziewczyn z internatu z Joan i średnio uzasadnionej mrocznej/psychodelicznej atmosfery. W końcówce dwie z naszych bohaterek postanawiają, czy to pod wpływem opętania (które pojawiło się kompletnie z dupy), czy choroba wie czemu wymordować 3/4 obsady filmu i to koniec...

Z tak żałosną fabułą nie miałem styczności od dawna, dotrwanie do końca części "spokojne" jest trudne, a gdy coś się zaczyna dziać, to tak bardzo boleśnie nie daje to widzowi żadnej satysfakcji, że myślałem, że szlag mnie trafi z pulsującej w głębi mnie mieszanki zażenowania i irytacji. Polecam ten film tylko jako lek na bezsenność, w innym wypadku szkoda na niego zwyczajnie czasu.

Sort:  

Mimo wszystko chyba skuszę się na ten film. Choćby dlatego, że widzę wiele skrajnych ocen i recenzji. Średnia ocen na Filmweb mizerna, ale za to ma znaczek "filmweb poleca". Spotkałem się z opiniami o tym filmie bardzo podobnymi do Twojej, ale też przeczytałem kilka recenzji osób, którym film się bardzo podobał. To chyba taka produkcja, którą trzeba obejrzeć samemu by stwierdzić czy to jest naprawdę dla mnie czy nie.

Dodatkowo bardzo lubię Emmę Roberts na ekranie, więc nawet jak ten film mi podejdzie, to sobie na nią popatrzę :)

Oglądałem ze dwa-trzy lata temu i bardzo mi się podobał. Aż na tyle, by dać 8/10, a raczej surowo oceniam filmy. Choć fabuły już za dobrze nie pamiętam; często horrory postgatunkowe, a ten film jest przykładem tego gatunku, tak mają - zabawa fabułą godna literackiego surrealizmu, albo filmów Lyncha. Cóż, taki rodzaj sztuki trzeba lubić.

tipuvote! 1

This post is supported by $1.19 @tipU upvote funded by @cardboard :)
@tipU voting service guide | STEEM Monsters Lottery | For investors.

Coin Marketplace

STEEM 0.26
TRX 0.11
JST 0.032
BTC 63510.75
ETH 3065.54
USDT 1.00
SBD 3.82