Krecik na ławce, Buka w ciąży i sztuka plenerowa od d*** strony. Huta na butach.

in #polish6 years ago

16 kilometrów spaceru i 17 wykrytych obiektów - to efekt jednego spojrzenia, zawieszonego w poniedziałek na pewnej rzeźbie. Przechodziłam przypadkiem, zahaczyłam wzrokiem i sweterek mych wspomnień spruł się w oka mgnieniu.

Najpierw dumałam chwilę o tym konkretnym obiekcie, potem o podobnym, na moim osiedlu. Następnie przypomniało mi się kilka innych rozrzuconych po Nowej Hucie.

A gdyby tak odnaleźć je wszystkie? Te, które znam i te, których nigdy na oczy nie widziałam, choć mieszkam w tym miejscu już kilkadziesiąt lat?

W domu zrobiłam listę i orientacyjną mapkę, nie zagłębiając się w szczegóły, historie i legendy. Chciałam po prostu iść przed siebie i patrzeć. Tak też zrobiłam.

Zaczęłam od obiektu, który w poniedziałek dał impuls nowemu pomysłowi. Znam go dobrze, gdyż stoi na osiedlu, na którym przez długie lata mieszkała moja ciocia - mocno zrył mi beret swego czasu. Jako dziecko panicznie bałam się Buki z Muminków i ów kamienny twór bardzo mi ją przypominał. Taką brzemienną Bukę, z której lada moment wyklują się straszne, małe Buczki. Jak w obcym.

Zauważcie, że to coś, choć wygląda jak strączek groszku, ma głowę z uszami. Jedno uszko mu się odlepiło, temu Buku.

Nareszcie, po latach życia w cieniu lęku i domysłów odczarowałam rzeźbę. Nazywa się Dojrzewanie II (Groszek), a jej autorem jest Wincenty Kućma - uznany rzeźbiarz, rysownik i projektant.


To samo osiedle, nieco dalej - rzeźba Gitara, autor nieznany. Mnie to się kojarzy ze strugaczką na żyletki, którą posługiwałam się jako dziecko, gdy spędzałam czas u babci i dziadka. Nie do pomyślenia dzisiaj, by dziecku w wieku wczesnoszkolnym dać coś takiego do ręki. A jednak - palce mam całe i ogólnie mam się dobrze.
Zdjęcie strugaczki: Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=1633040


Macierzyństwo (autor nieznany) - na moim osiedlu. Mieszkam na nim od dziecka, więc nie zliczę, ile razy miałam okazję na nią patrzeć. Bardzo ją lubię. Wykonana prawdopodobnie w latach siedemdziesiątych, gdy powstawało osiedle. Nietrwały materiał (wapień pińczowski) niszczał szybko, na szczęście w zeszłym roku statua została odnowiona w ramach szerszej akcji renowacji nowohuckiej sztuki plenerowej (odświeżono siedem rzeźb z szesnastu mi znanych).

W moim odczuciu to niezwykle chłodno zobrazowane macierzyństwo. Dziecko wprawdzie siedzi na kolanach matki, ale ta jest jakby odrętwiała - przymknięte powieki, zwieszone bezwładnie ręce... Urobiona po pachy, sfrustrowana Matka Polka.

A może to tylko chwilowe zamyślenie, mała odskocznia od rzeczywistości? Może za sekundę kobieta ocknie się i przygarnie do piersi malucha?

Każdy obserwator może dopowiedzieć swoją historię.


Osiedle obok kolejny eksponat. Dość spory gabarytowo i chociaż stoi tuż przy ulicy, to jednak minęłam go z nosem w mapie. Potem już mniej patrzyłam w mapę, a więcej się rozglądałam.

Twór przedziwny. Od razu skojarzył mi się z krecikiem, który zasnął na wznak na ławce. Tym bardziej, że pod wygięciem jego "szyi" leżała opróżniona setka cytrynówki.

Z informatora opracowanego przez BIP Miasta Krakowa dowiedziałam się, że to nie krecik, a Oman I, autor nieznany.

Dobrze, że nie Omen!


Proszę Państwa, oto Spirala Kosmiczna z 1974 roku, instalacja autorstwa Antoniego Hajduckiego. Do dzisiaj okoliczni mieszkańcy nie są zgodni co do prawdziwej roli owego obiektu. Podobno kilka osób, które podeszły zbyt blisko, zniknęło na zawsze.

Zdobyta przestrzeń Mariana Kruczka, rok 1972. Kojarzy mi się z masztem, żaglem, okrętem, choć ze względu na użyte materiały bardziej ma charakter zmyślnej machiny tortur. Haki, łańcuchy i druty rozpaliły moją wyobraźnię. Tym bardziej, że tuż obok znajduje się szkoła... "Ucz się matole, bo inaczej zawiśniesz na tamtym haku!".

Rzeźba powstała z odpadów przemysłowych i złomu. Niegdyś obracała się na wietrze i miała więcej łańcuchów, prawdopodobnie złomiarze się nimi zaopiekowali.

Marian Kruczek tworzył też mniejsze, przepiękne i bajkowe kompozycje używając różnych materiałów (np. druciki, muszle, koraliki) i przedmiotów codziennego użytku. Nie mogę ich tutaj pokazać, ale wystarczy wpisać w grafikę google jego nazwisko, by je obejrzeć. Nie wiem, w jakie dokładnie rejony zapędzała się jego wyobraźnia, ale chciałabym i ja tam kiedyś zawędrować.

Wiem za to na pewno, że podczas następnej wyprawy w Bieszczady wdepnę do Sanoka, by obejrzeć jego galerię w tamtejszym muzeum historycznym.


To chyba najbardziej bezimienny i bezpański twór, jaki obejrzałam - wygląda jak starożytny kamień z tajemniczymi rytami. Ze szczeliny wyłania się wpatrzona w dal, topornie ciosana twarz... Przynajmniej ja ją tam widzę.

Przyglądałam jej się intensywnie i już, już miała mi coś powiedzieć, czułam to... Ale w tym momencie dostałam sms-a od klienta, w sprawie nie cierpiącej zwłoki oczywiście. Ulotny kontakt z mądrością przodków (lub kosmitów) został przerwany, postanowiłam wrócić do domu i usatysfakcjonować klienta.

Wyszło o tyle dobrze, że kończąc wędrówkę miałam ogarniętą północną, młodszą część Huty. Nazajutrz mogłam się zająć częścią południową.


Zaczęłam od okolic szpitala im. S. Żeromskiego szukając rzeźby małej dziewczynki - trochę mi zeszło. Obeszłam wszystkie skwery w okolicy, zaglądałam w krzaki. Środa, przed południem - ani żywej duszy, nie było kogo zapytać. Wreszcie stanęłam na chwilę przy ulicy, popatrzyłam na ładny, czerwony budynek z napisem "przedszkole" i pomyślałam ironicznie "nie ma jej, bo pewnie poszła do przedszkola".

A juści, była tam, w ogrodzie.

Za to podczas późniejszych poszukiwań w internecie nie znalazłam żadnych informacji o autorze i dacie powstania.


Po drodze nad Zalew Nowohucki zaliczyłam dwie bezimienne (ta po prawej zwana roboczo "choinką") i zaniedbane instalacje metalowe, ukryte na wewnątrzosiedlowych skwerkach.


Nad zalewem, od strony ul. Bulwarowej, od 1977 roku stoją dobrze znane mieszkańcom "Piszczałki" - nikt nie używa oficjalnej nazwy Wzlot. Autorem rzeźby jest Stanisław Małek, a wykonawcą pracownicy Huty im. Lenina - bo właśnie w kombinacie, pod nadzorem pana Stanisława, powstała. Pierwotnie miała się składać z rurek o przekroju prostokątnym, ale że akurat w hucie produkowano okrągłe...


Po złapaniu oddechu nad wodą czekał mnie nieco dłuższy spacer na południowy-zachód, w stronę Placu Centralnego. W zamyśle twórców Nowa Huta miała stać się odrębnym od zgniłego Krakowa miastem robotniczym, w związku z czym planowano budowę okazałego ratusza. Pamiątką po tej śmiałej wizji jest park ratuszowy, gdzie zamiast ratusza stoi ryba - autor nieznany.


Dziesięć minut spacerem dalej ustrzeliłam kolejne trofeum. Niewielka rzeźba zarośnięta częściowo krzakami. Stanęłam, patrzę i dumam. Co to może być?

Zarys jakiś jest - noga, ręka, pupcia... No dobrze, nie muszę sztuki rozumieć, przecież jest coś takiego, jak abstrakcja.

Zrobiłam zdjęcie, podeszłam bliżej, zajrzałam na drugą stronę... A kuku!

No tak, oczywiście. Oto Amor, autor nieznany. Mnie to bardziej wygląda na Buddę. Tylko dlaczego przód jest obsadzony krzakiem, zza którego nie widać rzeźby wcale? Żeby przyjrzeć się frontowi trzeba się wcisnąć w zarośla, podczas gdy tył jest wystawiony na widok publiczny. Może to kwestia interpretacji sztuki przez konserwatora zieleni - w końcu ja też dłuższą chwilę kontemplowałam zadek amora.


Według mapy kolejnego obiektu należało szukać w pobliżu Muzeum Czynu Zbrojnego. Gdy dotarłam na miejsce i zobaczyłam czołg pomyślałam, że to jest właśnie ów obiekt. Rzeźbą bym tego nie nazwała, ale instalacja plenerowa - dlaczego nie?

Zrobiłam fotki, obmacałam gąsienice i zebrałam kasztany, bo akurat spadło ich kilka w pobliżu. Potem raz jeszcze przyjrzałam się mapie, bo umiejscowienie czołgu jednak nie pasowało do zaznaczonej na niej lokalizacji. Postanowiłam szukać dalej i opłaciło się. Kilka kroków od ruchliwej ulicy trafiłam w niezwykłą enklawę.

To miejsce miało coś magicznego w sobie... Wnętrze cichego o tej porze osiedla, pełno zieleni, przytulnie i między tym wszystkim wciśnięty jakby duży kwietnik na postumencie, a na nim niewielka rzeźba obłożona zielonym szkłem. Wszystko pozarastane, wybujałe - nie widać postumentu, rzeźba wyrasta z zieleni i jest jego częścią.

Delfin autorstwa Ryszarda Wójcickiego.

Dopiero dzisiaj dowiedziałam się, że to nie kwietnik, a fontanna. To, co dla mnie było tak urocze (gąszcz roślinności), to wynik skrajnego zaniedbania. Cieszę się, że nie wiedziałam o tym wcześniej - dzięki temu odebrałam to miejsce takim, jakie jest. Nie patrzyłam na zaniedbaną fontannę, a na fragment zaczarowanego ogrodu.


Wyprawa pomalutku zbliżała się do końca. Do obejrzenia pozostały dwie rzeźby w Parku Wiśniowy Sad, pięknie odnowione rok temu.

Na jednym jego krańcu czekała na mnie pośród drzew, piękna i spokojna nowohucka Syrenka Magdaleny Jaroszyńskiej, powstała w latach 1963-65.


Kolorowy Ślimak nieznanego autorstwa domknął moją wędrówkę. Spoczęłam na chwilę, a moje myśli pobiegły w czasy licealne, bo w bliskim sąsiedztwie rzeźby znajduje się moja szkoła średnia, XII LO.

Chodziło się do parku na przerwach, oj chodziło. Ale o tym nie będę pisać.

W ogóle miałam nic nie pisać. Wrzucić zdjęcia z kilkoma danymi i tyle. Widać nie potrafię powstrzymać słów, gdy mi się wspomnienia, refleksje i wnioski wysypują jak guziki z pudełka, wymieszane z paciorkami emocji.

Podróże mogą mieć różne oblicza...

Sort:  

Ten Amorek to ilustracja powiedzonka "wyglądasz jak trzy doopy zza krzaka". Od razu z tym skojarzyłam gdy napisałaś, że szukałaś przodu w krzakach, bo doopa wystawała :P
Ekstra tekst, ja bym się prędzej zabiła o takie pomniki niż je zauważyła.
Ten delfin mi się podoba.

Kojarzę Kućmę, ale nie od strony groszku. W Gdańsku zrobił taki oto pomnik:

Jak trochę poszperałem to się okazało, że także pomnik w Warszawie.

Też mnie nieraz bierze na takie "dziwne" wycieczki. 2 miesiące temu przeczytałem np. o 10 uliczkach wymagających zmian - następnego dnia jechałem właśnie ich szlakiem.

Też dziś szperałam przy okazji pisania artykułu i ze zdziwieniem odkryłam, że niektóre rzeźby w Hucie wykonali zasłużeni artyści. Pan Kućma ma już 83 lata i jak się okazuje - ogromny dorobek.
Co do dziwnych wycieczek, to wkręcam się w nie coraz bardziej :)

"Krecik na ławce"? Robienie screenów go zmęczyło więc odpoczywa 🤣

16 kilometrowy spacer? To ja leń, przyznaję się bez bicia - nie dokonam czegoś takiego.
W Kaliszu też mamy takie rzeźby, ale przyznam się, że nie przyglądałem się im tak dokładnie.
Muszę zapuścić żurawia, co i jak. Zmotywowałaś mnie troszkę. Pozdrawiam.

Kalisz to spore miasto, na pewno znalazłoby się trochę "zwyczajnych" obiektów do obejrzenia.
A 16 km na dwa dni rozłożyłam, więc żaden ze mnie kozak 🙂

Awesome.

Thanks :)

Coin Marketplace

STEEM 0.25
TRX 0.11
JST 0.032
BTC 62623.56
ETH 3037.97
USDT 1.00
SBD 3.70