Halina Ziółkowska - Modła. Jeden z najważniejszych strażników pamięci o Kresach Wschodnich

in #polish6 years ago

 Dziś 75. rocznica tzw. „Krwawej niedzieli”. Ten dzień to kumulacja ataków Ukraińców na polskie wioski i małe miasteczka. Miał po nich nie zostać kamień na kamieniu. W wyniku  podsysania nienawiści między narodami wymordowano łącznie przez kilka lat ok. 100 tys. osób. Z Wołyniakami miałem kontakt przez to, że nagrałem z nimi kilka wywiadów. Dziś chciałbym się z wami podzielić wspomnieniami Haliny Ziółkowskiej – Modłej, która zajęła się upamiętnieniem pomordowanych na Kresach Polaków. 

!


 24 kwietnia 2015 roku zmarła Halina Ziółkowska - Modła. Redaktorka naczelna kwartalnika "Wołyń i Polesie". Propagowała wśród społeczeństwa polskiego pamięć o Kresach Wschodnich. Wspaniała postać, która rozumiała, jak ważna jest pamięć o trudnych relacjach między Polakami a Ukraińcami. W periodyku pamiętano zwłaszcza o "Rzezi Wołyńskiej".    Urodziła się 30 marca 1924 roku w mieście Równe na Wołyniu. Pochodzi z rodziny zamożnej – ojciec prowadził Chrześcijański Bank Kupców, matka była autorką wielu książek o tematyce katolickiej. Przed wojna chodziła do szkoły powszechnej im. Mikołaja Kopernika, wspominając, że największa cześć uczniów stanowili Żydzi, a to dlatego, iż w Równem znaczącą częścią ludności byli przedstawiciele tej narodowości. Wspomina, że nauczyciele reprezentowali różne grupy narodowościowe – prace ręczne i matematykę uczył Ukrainiec, natomiast języka polskiego, Żyd. Dodaje, że relacje miedzy Polakami a Żydami były w szkole bardzo poprawne. 

Wojna 

 1 września 1939, jak co roku, udała się na inauguracje roku szkolnego. Ale do kościoła poszła już tylko wybrana delegacja. Po południu zaczęły się niemieckie bombardowania. Równe było niemal w całości zniszczone. Zginęło mnóstwo ludności cywilnej. Szczególnie mocne bombardowania miały miejsce w dzielnicy żydowskiej – dodaje pani Halina.  Nadszedł 17 września. Pani Halina wspomina wejście wojsk radzieckich, z jednej strony jako radość jednych (Ukraińców i biedniejszych Żydów), którzy witali te wojska kwiatami z nadzieją na lepsze czasy i strach drugich (Polacy), którzy pamiętali wojska sowieckie z czasów rewolucji październikowej.
 

Wojska sowieckie wkroczyły do Równego i niemal od razu eksmitowano całą rodzinę pani Haliny na bruk. Pozbawiono jej także wszystkich mebli. Od tego czasu mieszkali w niewielkim domku babci pani Haliny. Rodzina, z racji bankowej przeszłości ojca, co noc miała rewizje, podczas której ginęły różne rzeczy, np. zegarki. Pod domem natomiast nieustająco stal pewien człowiek, który ich obserwował. Rosjanie szukali ojca. Ten jednak skrył się na Polesiu. Było to dobrym pomysłem, gdyż niemal cały czas trwały wywózki na Syberię Wywożono ludzi zamożnych, osoby, które posiadały nieco większy niż standardowo przyjęty areał ziemi oraz wojskowych. Aresztowano także młodzież, która należała do Przysposobienia Wojskowego. Uznani zostali za niebezpiecznych, gdyż potrafili obsługiwać broń. Wyjątkowa wrogość była wobec duchownych, którzy oprócz wywózek na Syberie, musieli pogodzić się z myślą, iż kościoły zostaną przerobione na obiekty użyteczności publicznej. Pozwalano zabrać najpotrzebniejsze rzeczy, dawano na to godzinę – dodaje pani Halina.


Atak Niemców na Związek Radziecki był dużym zaskoczeniem. 22 czerwca 1941 wchodząc na tereny Równego przeszli przez to miasto bardzo szybko - Sowieci uciekli, w mieście bitwy nie było. Rozpoczęły się nowe aresztowania. Zamknięto wszystkich nauczycieli z jej gimnazjum. Pani Halina widziała, jak prowadza ich do wiezienia. Rozstrzelali wszystkich. Wspomina także niezwykle okrutny los, jaki spotkał miejscowych Żydów. Getto w Równem istniało bardzo krótko. Niemcy szybko wyprowadzili z niego wszystkich Żydów, kazali zabrać tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Przeszli przez całe miasto, do Sosenek, niewielkiego lasu za Równem. Następnie rozkazano im się rozebrać i wykopać rowy. Potem wszystkich rozstrzelano. Pani Halina wspomina, że strzały trwały 24 godziny na dobę, w mieście wszystko było słychać. Zabito ok. 18 tysięcy osób. To było jej pierwsze doświadczenie z ludobójstwem. 


Pani Halina nigdy nie była bezpośrednim świadkiem masowych zbrodni dokonywanych przez bandy UPA. Mieszkała w mieście, morderstwa miały natomiast miejsce głównie na wsiach. Dużo o nich słyszała, społeczeństwo miejskie wspominało, iż dzieją się dziwne i podejrzane rzeczy na pozamiejskich obszarach.
Wspominając początki zbrodniczego działania opowiada jak zabito męża jej siostry. Był on pomocnikiem leśniczego. W tym zawodzie pracował dopiero dwa tygodnie. Gdy miał chwilę wolnego, zabrał żonę na łąkę z nowonarodzonym dzieckiem. Po chwili padł strzał. Żył jeszcze 15 minut. Było to 2 sierpnia 1942 roku. W tym czasie nie było jeszcze masowych mordów, ale rodzina jest pewna, iż zginął tylko i wyłącznie za to, że był Polakiem.
Jej pierwszym wspomnieniem z okresu przyjętego za "rzeź wołyńską" była wizyta "pana Malinowskiego", który przyszedł do ich domu i zaczął opowiadać o mordach na Polakach na wołyńskich wsiach. Grupa Ukraińców wtargnęła w nocy do jego domu, mordując jego córkę. Gdy ruszył na niego jeden z nich, on odrąbał mu rękę siekierą i uciekł, zostawiając cały majątek.
Informacje o masowych mordach na ludności polskiej i żydowskiej zaczęły przenikać coraz intensywniej do mieszkańców. Działo się tak z dwóch przyczyn - rodziny traciły kontakt z członkami zamieszkującymi wsie oraz przez coraz liczniejsze ucieczki do miast. Mieszkańcy wsi zaczęli opowiadać dantejskie wydarzenia. Wszyscy podkreślali, że mordują tylko i wyłącznie za to, że ktoś jest Polakiem lub ma pro polskie sympatie. Prosili o dach nad głową i straszyli mieszkańców miast, że następnie będzie kolej na nich. Szczególnie pani Halinie utkwił w pamięci mord na mieszkańcach Janowej Doliny, gdzie znajdowała się kopalnia bazaltu. 23 kwietnia 1943 Ukraińcy otoczyli miejscowość i zamordowali większość mieszkańców.


Dziesiątki tego typu relacji powodowały bardzo duży zamęt wśród mieszkańców Równego, którzy zmęczeni okupacją radziecką i niemiecką, bali się wyłonienia kolejnego nieprzewidywalnego wroga. Wielu z nich zdecydowała się na wyjazd. Niektórzy, jak pani Halina, musieli opuścić Równe przymusowo. Wówczas miała podjąć pracę w sklepie, który był przeznaczony tylko dla Niemców. Prowadził go Stanisław Zalewski. Powiedział on Janowi Peszyńskiemu, by zatrudnić panią Halinę w sklepie. Następnie kazał zgłosić się do niemieckiego rejestru pracy.
Niestety, to ją zgubiło. Zalewski do pracy ją ostatecznie nie przyjął, a z racji rejestru, musiała podjąć pracę. Znalazła ją w niemieckim kasynie. Gdy tam pracowała, nagle dostała wezwanie na wyjazd na roboty przymusowe. Nie stawiła się na nie, więc pewnego dnia roku 1943 podjechał samochód i wywiózł ją na roboty do Meklemburkii. Początkowo pracowała jako "pracownik rolny", następnie jako "pomoc domowa". Tam doczekała wyzwolenia. 8 Maja 1945 roku weszli Sowieci oraz wojsko polskie. Właściciele folwarku uciekli, a ona ruszyła pieszo do domu. 


Pamięć o Kresach Wschodnich  


Pani Halina nigdy nie zapomniała o zbrodniach popełnionych na ludności polskiej i żydowskiej na terenie Wołynia. Jak jednak podkreśla - wówczas - w czasach PRL nie można było o tym mówić i pisać, zachowywano się tak, jakby przedwojenne kresy w ogóle nie istniały. W roku 1993 wpadł jej jednak w ręce apel Władysława Czajki, księdza proboszcza z Równego, o pomoc finansową w odbudowie kościoła. Pani Halina odpisała mu i zorganizowała w Oświęcimiu zbiórkę pieniędzy pod kościołami katolickimi. Następnie, przez ogłoszenie w prasie, próbowała przekonać mieszkańców miasta i okolic do zorganizowania "Towarzystwa Wołynia i Polesia". Pierwsi chętni zaczęli zgłaszać się dopiero po roku. W sumie udało się zebrać około 20 osób. Pani Halina została jego prezesem. Członkowie wygłaszali referaty oraz dzielili się ze sobą wspomnieniami. Te wspomnienia były dla pani Haliny najważniejsze. Budowały więź między członkami towarzystwa. Początkowe inicjatywy upamiętniające rzeź wołyńską były skazane na niepowodzenie - nie było nas stać finansowo na tablice upamiętniające i pomniki. Pani Halina podkreśla, iż niezwykle ważnym dla Towarzystwa był kontakt z Wołyniem. Osobiście zorganizowała trzy kolonie dla dzieci z Wołynia. Jednak sama do dziś zastanawia się, czy dzieci, które przybyły wówczas do Polski pochodziły z rodzin polskich. Dzieci nie chcąc zrobić przykrości pani Haliny twierdziły, że są Polakami i Ukraińcami jednocześnie.


W 1999 roku Towarzystwo zorganizowało w Centrum Dialogu i Modlitwy o Oświęcimiu sympozjum „Dla tych co przeżyli”. Udało się zbiór wygłoszonych wówczas referatów wydać pod redakcją Adama Peretiatkowicza pt. „Ludobójstwa i wygnania na kresach”.


3 sierpnia 2003 roku zorganizowała (z ramienia Towarzystwa) w oświęcimskim kościele pod wezwaniem Świętego Maksymiliana Kolbego msze za dusze śp. 60 tysięcy Polaków pomordowanych w bestialski sposób na Wołyniu przez nacjonalistów ukraińskich z OUN-UPA w latach okupacji sowieckiej i niemieckiej 1939-1945. Było to podsumowanie obchodów 60 rocznicy rzezi wołyńskiej.


Dziś uważa, że bardzo ważnym elementem w pojednaniu polsko - ukraińskim jest uznanie przez stronę ukraińską tej zbrodni za ludobójstwo. Podkreśla, że jednorazowe akty jednostronne to za mało, by rodziny ofiar mogły spać spokojnie (np. "minuta ciszy" w 65 rocznicę rzezi wołyńskiej, w której sejm nie nazwał rzeczy po imieniu). Przywołuje tutaj uzasadnienie profesora Ryszarda Szawłowskiego, który w sposób naukowy wymienia czynniki uzasadniające, iż rzeź ta zasługuje na miano ludobójstwa. Dlaczego jest zbrodnią zapomnianą? Przede wszystkim pani Halina za główną przyczynę wymienia potrzebę zachowania dobrych stosunków sąsiedzkich.
Pierwszy numer periodyku "Wołyń i Polesie" ukazał się w 1994 roku. Od początku jego redaktorem naczelnym jest pani Halina Ziółkowska - Modła. Do tej pory (listopad 2009) wydano 63 numery tego kwartalnika. Tematyka, jaka w nim jest poruszana skupia się głównie na przypominaniu o zbrodniach na kresach oraz podkreślaniu ludobójczego charakteru tego wydarzenia oraz sentymentalne podróże za utraconą, nigdy nieodzyskaną wołyńską II RP. Pojawiają się także artykuły na temat współczesnych relacji polsko - ukraińskich oraz uroczystościach upamiętniających Wołyń i związanych z tym wydarzeń. 

![okł.-nr-731.jpg]()


Dążenie do prawdy przez panią Halinę o tamtych czasach zostało docenione. Jest laureatką medali przyznanych przez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa (Złoty Medal – Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej w 2006 roku), Związku Inwalidów Wojennych (Odznaka Honorowa przyznana w 2007 roku) oraz Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych (Pro Memoriał – medal przyznany w 2008 roku).  Z mojej strony pragnę państwu przekazać, że była to osoba, która nie szukała zemsty, ale tego, by świadomość naszej przeszłości, i wagi Kresów Wschodnich była jak największa. Gdy miałem przyjemność rozmawiać z p. Haliną, przygotowując poświęcone jej wystąpienia konferencyjne, zawsze przewijał się ten paradoks. Jako mieszkanka miasta Oświęcim, jednego z symboli zbrodni II wojny światowej przez niemal całe dorosłe życie miała świadomość, że pamięć o zbrodniach na Kresach była cicha. W takim miejscu nie wypadało o tym mówić. I nie chciano. Teraz powoli się to zmienia. To także jej zasługa.  


Ps. Tekst ukazał się wcześniej, 3 lata temu. Jest mojego autorstwa. Publikuje go „rocznicowo” - mam nadzieję, że  boty oraz czytelnicy się  nie obrażą.   

Coin Marketplace

STEEM 0.28
TRX 0.11
JST 0.034
BTC 66396.53
ETH 3174.43
USDT 1.00
SBD 4.15