Nikaragua #2 - wyspa dwóch wulkanów.
Ciąg dalszy Nikaragui!
Po 2 tygodniach w Raju postanowiliśmy zostać jeszcze 8 dni w Granadzie. Zamówiłem sobie nowy filtr do wody i ma dotrzeć na za 2 tygodnie do Kostaryki. Dlatego trzeba trochę tutaj poczekać.
W hostelu Oasis również siedzimy na wolontariacie. Praca 2 Godziny dziennie z czego jedna to pomoc na recepcji a druga to polewanie rumu z kolą bez limitu dla gości tegoż hostelu. Oczywiście sami też przy okazji coś sobie polewamy 😉 No i tak przez kolejne 8 dni.
Wtedy to postanawiamy, że zostaniemy i dziewiąty dzień. A jeszcze na ostatnie dwa dni w tej okolicy wracamy do Paradiso nad jeziorem Apoyo 😁 Dopiero w sobotę rano o 6:40 wsiadamy do busa w stronę głównej ulicy i tutaj łapiemy stopa do Rivas i potem na wyspę Ometepe.
Po drodze zatrzymuje się para Kanadyjczyków, których przekonujemy do wypadu na wyspę właśnie. A sama nazwa mówi o tym, że to wyspa dwóch gór (ome - dwie, tepe - góry). Oczywiście są to wulkany. Jeden to Concepcion(1610m n.p.m.) a drugi Maderas (1394m n.p.m.).
Aby dostać się na wyspę trzeba płynąć promem. Udaje nam się zająć miejsca z tyłu przy silniku aby jak najmniej kołysało. A uwierzcie mi, że kołysało mocno! 😉
Na samej wyspie zatrzymuje się na stopa dwóch turków (prawdziwi Ottomani!) 😉, którzy jadą dokładnie tam gdzie chcemy. Dodatkowo idą na punkt widokowy na zboczu wulkanu Maderas na zachód słońca. Bez wahania dołączamy do godzinnego trekkingu i podziwiamy wulkan Concepcion wraz z otaczającym wyspę jeziorem o nazwie Cocibolca (kocibolka).
Ładne widoczki, prawda? 😊
Noc spędzamy w lesie w namiotach. Nad ranem trochę pada, więc zwijamy zupełnie mokre namioty i spotykamy się z Turkami po raz kolejny. Poprzedniego dnia wieczorem dogadaliśmy się aby się zabrać z nimi do portu na prom o 6 rano. Nie ma tu dla nas nic więcej do roboty i tak 😊
Tego samego dnia docieramy do Kostaryki, ale Tir, którym podróżowaliśmy po ok 200km psuje się 😢 System hydrauliczny trzymający przyczepę w siodle się rozszczelnił i nie możemy dalej jechać. Kierowca nie umie tego naprawić przez ponad godzinę, więc decydujemy się łapać dalej stopa. Mieliśmy nim dojechać prosto do San Jose - trudno.
Przez półtorej godziny łapania przejechało obok nas setki jak nie tysiące samochodów. Po prostu jeden istny sznurek wracających z weekendu Kostarykańczyków i studentów wracających na rozpoczynający się teraz rok akademicki. Może z 15 kierowców z nich wszystkich zareagowało na nas. Aż dziwne 😐
Zupełnie zrezygnowani mamy już sobie zrobić przerwę aż tu zatrzymuje się samochód 😁
Kierowca - policjant, przejechał obok nas i zawrócił aby nas zabrać. Akurat też jedzie do San Jose i specjalnie też odbił 10km z drogi aby podrzucić nas pod same drzwi Ani (koleżanki mojej mamy) gdzie zostajemy na kilka dni.
Jak widać stopowanie tutaj do najłatwiejszych nie należy. Ale jak to mamy w zwyczaju nie poddajemy się i będziemy próbować dalej! 😊
Jeżeli podobają ci się moje przygody to zostaw po sobie upvote, komentarz i pamiętaj aby podzielić się wpisem ze znajomymi :)
Dodaje mi to motywacji aby tworzyć dalej :)
Pamiętaj także aby wpaść na moje inne media społecznościowe:
Artur