Kilka słów o początkach kartelowej czekolady
Pierwsza czekolada Kartelu Bez Kresu została zrobiona 21 lipca 2017 roku z prażonego ziarna z Dominikany. Było nawet zorganizowane specjalne wydarzenie z tej okazji. Przyszło kilkanaście osób, a czekolada wyszła bardzo dobra.
Najpierw było gremialne łuskanie, a potem każdy kręcił rączką śrutownika. To co wychodziło wrzucało się z powrotem do maszyny. Za którymś razem, pod wpływem temperatury, proszek zamienił się w półpłynną maź. Rozsmarowałem to na desce i wstawiłem do lodówki. Pół godziny później próbowaliśmy pierwszej kartelowej czekolady. Przez śrutownik przeszło jakieś 400 gram ziarna. Towar jednak szybko zniknął.
Skoro zatem czekolada rozeszła się, to trzeba było zrobić nową. W sierpniu postanowiłem wyprodukować kolejną partię. Okazało się jednak, że dystrybutor prażonego ziarna z Dominikany nie ma już go na stanie. Zacząłem szukać nowego dilera. Tak trafiłem na jakąś Niemkę, która handlowała surowym (czyli nieprażonym) ziarnem z Wenezueli...
Kupiłem kilka kilogramów. Dziś żałuję, że tylko tyle. Było to bowiem najlepsze ziarno kakaowca jakie miałem w kartelowym magazynie. Smakowało wyśmienicie nawet nieprażone...
A jako, że nie miałem pojęcia o prażeniu, to rozpocząłem się produkcję surowej czekolady, czyli robionej z surowego ziarna kakaowca. Początek był koszmarny, choć nic tego nie zapowiadało. Zorganizowałem kolejne wydarzenie. Przyszło sporo osób. Łuskanie ziarna nie było proste, ale daliśmy radę. Gorzej było z mieleniem. Ziarno przechodziło przez śrutownik raz, drugi, trzeci, czwarty, dziesiąty, dwudziesty i nic. Przykręciliśmy śrubę. Było nieco lepiej. Niestety śrutownikowi nie wyszło to na dobre, bo się zepsuł. Chiński szajs - pomyślałem i kupiłem kolejny. Lepszy. Bo polski. Niestety spotkał go ten sam los.
Z pomocą przyszedł @romualdd, który opracował nowy proces produkcyjny przy pomocy udarowego młynka do kawy. Dostarczona przez niego eksperymentalna czekolada spełniała wszelkie normy. Kupiłem więc nowy młynek i można było rozpocząć produkcję surowej czekolady.
I tu można by zapytać: A dlaczego surowej? Przyczyna jest prosta. Taka czekolada jest najzdrowsza - ma najwięcej właściwości, bowiem pominięcie procesu prażenia pozwala zatrzymać wiele korzystnych substancji.
Ziarno z Wenezueli szybko jednak zaczęło się kończyć i trzeba było zamówić nowe. Wybór padł na Wybrzerze Kości Słoniowej, Dominikanę i Ekwador. Ziarno kakaowca z tego ostatniego kraju jest ponoć najlepszy na świecie. Z ogromną ciekawością zrobiłem z niego czekoladę. Smakowała jak mydło. Może to przez nowy cukier trzcinowy? - pomyślałem i zrobiłem kolejną. Smakowała podobnie. Dojście do źródła tego stanu rzeczy nie zajęło mi zbyt długo. Otóż nie bez przyczyny ziarno się praży. Chodzi nie tylko o to, aby łupiny łatwiej (o wiele łatwiej!) odchodziły, ale przede wszystkim o smak. Prażenie sprawia, że ziarno jest bardziej czekoladowe i dlatego proces ten jest tak ważny. Ale to uświadomiłem sobie dopiero po kilku mydlanych tabliczkach...
O procesie produkcyjnym kartelowej czekolady pisałem już kiedyś, więc nie będę się powtarzał. Zobacz jaki >>>
PS. Jest to najprostszy przepis. Najlepsze receptury trzymam bowiem w sekrecie. I nie ma takiego upvota, który skłonił by mnie do ich ujawnienia.
Nie miałem (jeszcze) przyjemności być przy procesie tworzenia tego smakowitego dzieła sztuki (wszystko w swoim czasie), ale proces konsumpcji mam już zaliczony - towar z najwyższej półki!