„Imię Róży” czyli Sherlock Holmes w habicie. Książki do których wracamy po latach.

in #polish5 years ago (edited)

Miałem ochotę otruć mnicha. Sądzę, że powieść rodzi się z tego rodzaju pomysłów, a reszta to miąższ, który dorzuca się po drodze.” Idąc w kierunku jaki wskazał nam Umberto Eco w cytacie z „Dopiski na marginesie >>Imienia róży<<” łatwo jest się nam domyślić, że będziemy obcować ze zbrodnią, ale czy tylko z nią?   

                  

Nie jest prostym zadaniem przekonać czytelnika do Umberta Eco. Sprawa wydaje się o tyle łatwiejsza w przypadku jego debiutanckiej powieści „Imię Róży”, o której napisano już tak wiele, a ekranizacja tej powieści nie tylko dała jej drugie życie, ale zachęciła również do bliższego poznania jej autora. Co napisać, jak i ile napisać, aby nie zdradzić czytelnikowi, który dopiero sięga po książkę istotnych szczegółów, które sam winien odkryć w chwili lektury? Czy powielać schematy recenzji, które z łatwością mogę znaleźć po wpisaniu hasła „Imię róży” w wyszukiwarkę internetową? Co zrobić, żeby każdy z was, jeżeli tego nie zrobił wcześniej, sięgnął po tę pozycję? Sposobów zapewne jest wiele, niestety nie znam wszystkich, jednak spróbuję podjąć się tego karkołomnego zadania nie zdradzając przy tym zbyt wielu szczegółów z kart tej powieści.   

Użycie w tytule postu nazwiska słynnego angielskiego detektywa odkrywa nam, z kim będziemy mieli do czynienia. Angielski mnich prowadzący śledztwo - Wilhelm z Baskerville do złudzenia przypomina Sherlocka Holmesa umieszczonego w mrokach średniowiecza, a jego przydomek zdaje się to tylko potwierdzać. Czy to jednak celowy zabieg autora? Tak jak w przypadku angielskiego detektywa, tak i na kartach tej powieści mnich detektyw ma swojego Watsona w postaci młodego osiemnastoletniego nowicjusza benedyktyńskiego Adso z Melku, który jest narratorem i kronikarzem tej historii. Franciszkański stary mnich z młodym benedyktyńskim adeptem tworzą znakomity duet do złudzenia przypominający bohaterów Arthura Conan Doyle - dla miłośników tego rodzaju literatury „Imię róży” będzie niezłą gratka okraszoną średniowieczem. Umberto Eco zafunduje nam wyprawę w odległe i mroczne czasy do anonimowego włoskiego opactwa benedyktynów, w którym czytelnik oprócz zbrodni zetknie się z brutalną rzeczywistością tamtych czasów, a dom Boży zamiast bezpieczną przystanią okaże się stajnią Augiasza, którą na domiar złego za sprzątanie zabierze się święta inkwizycja. Eco jak nikt zna czasy średniowiecza, sam pisze, że: „Teraźniejszość znam wyłącznie z ekranu telewizyjnego, natomiast średniowiecze – bezpośrednio”, to daje nam niejako gwarancję, że nasi bohaterowie będą prowadzić swoje śledztwo na miarę tych mrocznych, ale jakże ciekawych, czasów nie odbiegając za daleko od metod swego pierwowzoru. Średniowieczne dochodzenie to niejedyny wątek tej powieści, ale zapewne dla miłośników kryminalnej intrygi najważniejszy, to wokół niej toczy się cały bieg zdarzeń wynikający jakoby z zaistniałych sytuacji i choć czytelnik narażony jest niejako przez pierwsze sto stron na czytelniczą próbę, potem zostaje po stokroć wynagrodzony. „Jakiego modelowego czytelnika pragnąłem, kiedy pisałem? Z pewnością chodziło mi o wspólnika, godzącego się na grę, którą podjąłem. (…) Ale jednocześnie pragnąłem ze wszystkich sił, by zarysowała się postać czytelnika, który po przebrnięciu przez trudy inicjacji padnie moim łupem, czy też łupem tekstu, i uzna, że chce tego tylko, co tekst mu ofiaruje.” Ta nota od autora wydaje się swoistym polowaniem na czytelnika lub selekcją naturalną, którą zastosował autor na początkowych stronach swojego dzieła, starannie dobiera tam sobie czytelnika, subtelnie chwyta go swoje sidła i już nie wypuszcza.
            

Sceneria, ciekawe realia, wysublimowana niejako społeczność to wszystko atuty tej powieści, dzięki którym rodzi się wielowątkowy thriller, w którym dochodzi do niecodziennych zdarzeń. W kryminalną aferę wplątane są ciekawe wątki, które dodają smaku całemu obrazowi zdarzeń. Eco nie poprzestaje na uśmiercaniu, ale za jego pomocą pokazuje nam czasy średniowiecza, obnażając je przy tym do cna. Ukazuje w całej okazałości zasady działania opisanego na kartach powieści opactwa, czytelnik porusza się wraz z głównym bohaterem odkrywając nie tylko zagadki, łamigłówki, ale i meandry tamtych surowych na wskroś czasów. Lekcja historii? Za to jaka, okraszona intrygą kryminalną, teologicznymi sporami na temat ubóstwa Chrystusa, kwestii śmiechu, wiedzy i porządku otaczającego nas świata. I tylko można by polemizować z autorem w kwestii dotyczącej świętej inkwizycji i jej windykatora, którego przedstawił w postaci bardzo czarnego charakteru, ale to już problem mediewistów, my cieszmy się fabułą skonstruowaną przez Eco. Bo to nie wszystko, co ma nam do zaproponowania. Eco podejmując wątek kobiety obarcza naszego młodszego bohatera brzemieniem pierwszej miłości i dylematami związanymi z jego obecnie obraną drogą. Dziewczyna wtapia się ciekawie w tło akcji i dodaje czytelnikowi dodatkowych emocji. Wszystkie wątki współgrają idealnie, autor nie zapomniał o żadnym szczególe, które je ze sobą łączą, a najważniejszy temat literatury zakazanej pozostawiam czytelnikom bez komentarza, żeby nie spłoszyć zabójcy. „Ta księga mogłaby nauczyć, że wyzwalanie się od strachu przed diabłem jest mądrością”.   

Czy Umberto Eco chciał pokazać czytelnikowi kwintesencje zakonnego życia z jego blaskami i cieniami? Wyzysk wobec ubogiego wiejskiego ludu zmuszanego do oddawania jałmużny, deprawowanego i molestowanego przez brzydkich, obmierzłych, złych mnichów. Zapewne chciał pokazać wątek biedy, który przejawia się nie tylko w teologicznych dyskusjach między przedstawicielami ociekającego złotem papiestwa, a ubogimi zakonami z franciszkanami na czele, ale również zauważamy go poza murami klasztoru u poddanego chłopstwa, które dobitnie na kartach powieści reprezentuje tajemnicza dziewczyna, skora do ogromnych wyrzeczeń za odrobinę mięsnych podrobów. Po takich dawkach emocji zafundowanych przez ludzi wybranych i obcujących na co dzień z Bogiem jawi się nam przed oczami niedawno wyświetlany w polskich kinach podobny współczesny obraz wybrańców Boga. Nie da się tego z pewnością porównać, ale analogi znajdziemy sporo. Boleć może tylko fakt, że proceder ten trwa od wieków. Może to zbyt daleko idące wnioski, ale czego się  nie robi, aby zachęcić czytelnika do lektury. Warto więc sięgnąć po to wybitne dzieło Umberta Eco i skonfrontować XIV-wieczny Kler z tym dzisiejszym.  

Na deser autor pozostawia nam jeszcze jedną łamigłówkę do rozszyfrowania odnoszącą się do tytułu dzieła. Co go skłoniło i dlaczego „Imię Róży”? Czy wyjaśnia to w słowach: „Dawna róża pozostała tylko z nazwy, same nazwy nam jedynie zostały”. Również tajemniczy co sam tytuł. Wilhelm z Baskerville odkrył zagadkę tajemniczych morderstw, czy nam się uda złamać enigmę tytułu?   

Źródła:
Umberto Eco, "Dopiski na marginesie >>Imienia Róży<<"

Zdjęcia pochodzą z:
https://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,8705,Imie-rozy
https://www.eska.pl/cinema/news/imie-rozy-jako-serial-w-obsadzie-piotr-adamczyk-i-john-turturro-kiedy-premiera-aa-JFxg-wCpt-Ljqu.html

Sort:  

Twój post został podbity głosem @sp-group. Kurator @julietlucy.

Wielkie dzięki. Pozdrawiam

Od dawna ta książka jest na mojej liście "muszę przeczytać". Aż wstyd nie znać...

Polecam i ostrzegam Eco jest trudnym przeciwnikiem. Nie zrażaj się początkiem powieści.
Pozdrawiam

Coin Marketplace

STEEM 0.28
TRX 0.13
JST 0.032
BTC 60625.76
ETH 2898.84
USDT 1.00
SBD 3.62