Leniwiec odlatuje (8): Pożegnanie z Łzą Indii

in #polish6 years ago (edited)

W połowie grudnia cała Sri Lanka skąpana była w świątecznych ozdobach. W sklepach stały choinki ze sztucznym śniegiem, brodaci św. Mikołajowie zapełniali sale w restauracjach, a renifery niosące sanie po śniegu zdobyły uliczne witryny. Widok prawie surrealistyczny, bo temperatura bardziej zachęcała do pływania i opalania się, a nie rozgrzewania się przy kominku. A było w czym popływać, bo ostatnie dni postanowiliśmy spędzić w kurorcie nad Oceanem Indyjskim.

20171210_145558.jpg

Pusty hotel (z basenem)

Do Negombo dojechaliśmy jak zawsze tłocznym autobusem, na który odstawił nas nasz nowy przyjaciel Amara, którego poznaliśmy poprzedniego dnia w Mihintale. Upewnił się, czy wsiadamy do odpowiedniego busa i poprosił kierowcę, by powiedział nam kiedy mamy wysiąść. Czekała nas ponad trzygodzinna podróż zachodnim wybrzeżem wyspy. Na przemian pojawiały się pola ryżowe i urwiska nad Oceanem Indyjskim, a pośród wąskich i serpentynowych dróg kierowca poruszał się ze sprawnością rajdowca. Towarzyszyło temu oczywiście ciągłe trąbienie, do którego zdążyliśmy się już przyzwyczaić.

20171209_125753.jpg

Zostaliśmy wysadzeni przy głównej drodze w Negombo. Zaczynało już zmierzchać, więc postanowiliśmy, tradycyjnie - by po raz ostatni do hotelu zawiózł nas tuk tuk. Po niewielkich negocjacjach udało się za kilka złoty dojechać do hoteliku, znajdującego się zaledwie 200 metrów od oceanu.

Na miejscu nikt na nas nie czekał. Na dzwonek, umieszczony na bramie nie było reakcji, więc samodzielnie ją otworzyliśmy i ‘wtargnęliśmy’ na teren. Puściłem S. przodem, sam ubezpieczając tyły. Nie powiedziałem jej jakie miejsce zarezerwowałem, więc jej reakcja na widok hotelowego basenu, przystrojonego bożonarodzeniowymi choinkami była entuzjastyczna. W końcu z okna wyjrzała pani z obsługi i dała nam znać, że za chwilę ktoś do nas przyjdzie.

20171209_160310.jpg

Rzeczywiście, po chwili przyszedł dość oficjalnie gburowaty recepcjonista, zameldował nas, wziął kasę (co było zaskakujące, bo dotychczas zawsze płaciliśmy przy wyjeździe) i pokazał pokój. Ogromny apartament, z wielkim łóżkiem i łazienką z jacuzzi. Należało nam się! W końcu to zakończenie naszych wakacji. Po raz kolejny S. przeżyła zaskoczenie, a ja cieszyłem się, że udało mi się zrobić niespodziankę.

Poszliśmy nad ocen. Piękna piaszczysta plaża, bardzo ciepła woda, łódki na brzegu i rybacy. Obrazek jak z bajki - w końcu byliśmy w jednym z najpopularniejszych kurortów na Sri Lance. Pojawiło się również trochę naganiaczy, widzących białe twarze, zachwycone pocztówkowym widokiem. Przeszliśmy kilka kilometrów, zbierając muszelki i ciesząc się spokojem równomiernie poruszających się fal. Nie zdecydowaliśmy się na kąpiel, widząc znaki ostrzegające przed prądami morskimi i skalistym wybrzeżem. Po kilkudziesięciu minutach doszliśmy do publicznej plaży i kąpieliska - tu postanowiliśmy przyjść następnego dnia i sprawdzić, jak się pływa w wodach Oceanu Indyjskiego.

20171209_164640.jpg

20171209_171706.jpg

Wróciliśmy do hotelu główną turystyczną ulicą. Jakże to miejsce różniło się od typowej lankijskiej prowincji. Porządne hotele, restauracje z dorodnymi owocami morza, pięknie ubrana w białe koszule obsługa. I ceny, oczywiście też kurortowe. Po dwóch tygodniach jedzenia ryżu z curry postanowiliśmy zjeść w malutkiej knajpce prowadzonej przez Greka. Była sałata i ser feta! Tęskniliśmy już wtedy nieco za naszą europejską kuchnią. Po kolacji, zaopatrzeni w nieodłączny element niemal każdego wieczoru, czyli arak kokosowy, wróciliśmy do hotelu, z postanowieniem wieczornej kąpieli w basenie.

Figa od gości z nieznanego kraju

Jakże wielkie było nasze rozczarowanie, gdy okazało się, że woda w nim jest lodowata. Po długim zanurzeniu, przepłynięciu tam i z powrotem, uznałem, że kąpieli wystarczy. S. była bardziej zawzięta i pływała dłużej, a ja rozważałem czy nie szukać dla niej klubu dla morsów w Polsce.

Wieczór był bardzo ciepły. Siedzieliśmy nad brzegiem basenu i rozmawialiśmy o naszej podróży, zaczynając małe podsumowanie. W hotelu, oprócz trzech osób obsługi nie było nikogo. Cisza i spokój.

20171211_141814.jpg

W pewnym momencie ten mir został zakłócony przez grupę nowych hotelowych gości. Z walizami oraz torbami wkroczyli z hałasem na ganek i zajęli cztery pokoje w nowej części hotelu. Tylko zostawili bagaże pokojach i od razu w samych kąpielówkach przybiegli na basen, robiąc przy tym wiele zamieszania. Koniec spokoju pomyśleliśmy.

Grupa składała się po połowie, z pań i panów, w wieku od 35 do 70 lat. Obserwowaliśmy ich przez jakiś czas, zastanawiając się skąd przybyli nowi goście. Na pewno nie byli to miejscowi, wyglądali bardziej na Turków, bądź Arabów - jednak nie mówili w tych językach. W czasie, gdy panowie pluskali się w basenie, panie przygotowywały jedzenie, przynosząc z hotelowego pokoju torby z produktami.

20171210_125101.jpg

Gdy tak siedzieliśmy, sącząc arak, zza mojego ramienia wynurzyła się jedna z pań z nieznanego kraju, częstując nas suszonymi figami i jednocześnie pytając słabym angielskim, skąd przybyliśmy. Jakże wielkie było nasze zdziwienie, gdy odpowiedź: Poland, nic jej nie powiedziała. Czyżby nie znała takiego kraju?

Zaczęły się krótkie konsultacje z wewnątrz grupy w nierozpoznanym języku. Padało oczywiście na Holandię, jednak wyjaśniliśmy, że naszą stolicą jest Warsaw, a nie Amsterdam. Wtedy stało się dla nich jasne - pochodzimy z Lechistanu. Oni jak się chwilę później okazało, z Iranu. Stąd bliskość obyczajów i wyglądu, chociaż od języka Persów do arabskiego wiedzie daleka droga.

20171209_164928.jpg

Tak zaczęła się nasza kilkudniowa znajomość. Najwięcej czasu spędziliśmy z Eschanem, najmłodszym z grupy, który jednocześnie najlepiej władał angielskim. Każdego wieczoru opowiadaliśmy im o Polsce, a oni nam o pięknym Iranie. Ich opowieści i zdjęcia wzbudziły we mnie ogromną chęć odwiedzin tego kraju. Nieco odczarowali nam siebie, gdy wspólnie popijaliśmy alkohol, a kobiety bez problemu odsłaniały włosy i paliły papierosy. Nie rozmawialiśmy o polityce, o religijnym reżimie, który tam jest obecny. Woleliśmy skupić się na naszym życiu, okolicy w której mieszkamy, pięknej historii obu krajów, czy też sporcie, bo jak się okazało, ich wiedza o polskiej siatkówce była znacznie większa od naszej.

Rozleniwione leniwce

Czas spędzaliśmy leniwie. Kąpiel w oceanie, mimo słonej wody, była cudowna. Ciepła woda, wysokie fale i piękne słońce. Coś o czym myślimy, gdy marzymy o urlopie, chociaż dla nas wiadome było, że po kilku dniach będziemy mieli dosyć kurortowej atmosfery Negombo.

20171210_125209.jpg

P71209-173902.jpg

Jednak póki co cieszyliśmy się wspaniałym lassie, które wypiliśmy u przemiłego starego Chińczyka, będąc jednocześnie pokarmem dla krwiożerczych komarów, zasypywaniem na plaży w piasku jednego z miejscowych chłopaków, gdy opalając się, przyłączyła się do nas grupa młodzików, ciekawych poznania nowych ludzi. Była też pomoc medyczna, fachowo udzielona przez S., gdy nasz przyjaciel z Iranu przyszedł na basen z rozciętą nogą. Zwiedziliśmy kościół katolicki, których tutaj było całkiem sporo. Jak na 3 dni i dosyć nudne turystyczne miejsce całkiem dużo się działo. Wspominając jednak wydarzenia ostatnich dwóch tygodni, pobyt w Negombo był dobrym, choć spokojnym czasem, by przemyśleć podróż i przygotować się na powrót do grudniowej zimnej Europy.

P71212-085539.jpg

Koniec to początek

Pozostała jedynie podróż na lotnisko, oddalone od Negombo zaledwie o kilkanaście kilometrów i nostalgia, że ta wspaniała podróż się kończy. W głowach pozostały piękne starożytne zabytki, przemili poznani ludzie Tamara, Brodacz czy Amara, spokój ryżowych pól i wzgórz oraz oczywiście wszechobecni Buddowie, od tych ogromnych z kamienia, po małe plastikowe i świecące figurki. Na deser zafundowaliśmy sobie one-day trip po Amsterdamie. Nieco oszołomieni zabytkami przez pół dnia ślizgaliśmy się w adidasach po uliczkach, które akurat na nasz przyjazd postanowiły pokryć się lodem i śniegiem.

Ta wspaniała podróż nie byłaby tak wspaniała bez S., której zdjęcia często oglądacie, przeglądając moje relacje. Przez cały ten czas w Sri Lance towarzyszyła mi w radościach i trudach, pilnowała bym się nie zabił, ani nie poranił, a okazji ku temu było sporo. Zawsze pełna entuzjazmu i energii, podchodziła do nowych planów, a wieczorami była cudownym rozmówcą, a i czasami milczkiem. Za to wszystko kochana S. dziękuję i nie mogę doczekać się następnej podróży z Tobą! <3

A ja kończę tę wieloczęściową relację z naszej wspólnej podróży. Następnym razem udamy się w zupełnie inne miejsce - chociaż również będzie ciepło. I to bardzo.

Podoba się? Wiecie, co robić! Daje mi to motywację do pisania ;)

Zdjęcia S.

Peace and love #veggie-sloth

Sort:  

Niesamowity artykuł! :)

Congratulations @veggie-sloth! You have completed the following achievement on Steemit and have been rewarded with new badge(s) :

Award for the number of posts published
Award for the number of upvotes

Click on the badge to view your Board of Honor.
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word STOP

To support your work, I also upvoted your post!

Do not miss the last post from @steemitboard:
SteemitBoard World Cup Contest - France vs Belgium


Participate in the SteemitBoard World Cup Contest!
Collect World Cup badges and win free SBD
Support the Gold Sponsors of the contest: @good-karma and @lukestokes


Do you like SteemitBoard's project? Then Vote for its witness and get one more award!

Zdjęcie z gościem co sprzedaje w autobusie! Chyba wszędzie poza Europą to standard, nie pozwolą być Ci głodnym i spragnionym, wszystko opracowane do perfekcji. Czasem gotowe zestawy obiadowe noszą :) a wpis jak zawsze 11/10 :)

zazdroszcze przygody! super!

Fantastyczne zakończenie! Dziękuję, że mogłem poznać tyle ciekawych miejsc i zwyczajów, a przy tym dobrze się bawić dzięki Twojemu stylowi pisania. Sri Lanka trafia na istę krajów do zobaczenia.

Ps.
A zdjęcie dzieciaka nad oceanem to perełka! 👌

Ps.2
"WINCYJ!". 😉

Coin Marketplace

STEEM 0.30
TRX 0.12
JST 0.033
BTC 64400.33
ETH 3140.71
USDT 1.00
SBD 3.93