You are viewing a single comment's thread from:

RE: Leczenie zwierząt na własną rękę - bo pani w aptece powiedziała......

in #polish6 years ago

Zanim jeszcze zacząłem czytać tekst, zacząłem się zastanawiać, czy ... są specjalne apteki dla zwierząt. Z tego co wywnioskowałem z tekstu, to taką funkcje pełni po prostu lecznica?

Sort:  

Nie ma. My się zaopatrujemy w hurtowniach, a pacjenci w lecznicach. Lecznica nie jest apteką, nie można do nas przyjść i kupić sobie jakiegoś leku :( Lek jest zawsze wydawany tylko po badaniu zwierzęcia, na kontynuację leczenia w domu tegoż zwierzęcia.

Ale czy można dostać receptę na typowo zwierzaczkowy lek do realizacji u konkurencji?

Nie. Lecznice nie są aptekami! My nie wystawiamy między sobą recept. Mamy wszystkie niezbędne leki w lecznicy. Jeśli któregoś chwilowo zabraknie, a jest psu czy kotu w danej chwili, to odsyłamy klienta na godzinkę na spacer i dzwonimy do innej lecznicy z pytaniem, czy mają.

No to jest to moim zdaniem niefajne.

Przykład z życia - znam starszą osobę o złotym sercu i gównianej emeryturze. Ma kilka swoich zwierzaczków, poza tym dokarmia dzikie zwierzęta (jeże, ptaszki zimą) oraz czasem co bardziej zabiedzone kundle i koty sąsiadów. Z pomocą jakiejś fundacji dokarmia również bezdomne koty w miasteczku.

W swojej miejscowości ma ulubionego weterynarza, który jak podejrzewam daje jej jakieś przyzwoite zniżki (jest jego częstym gościem i nie waha się wydać swoich pieniędzy na zagrzybionego, prawie oślepłego jeża). Ale jeśli jest sytuacja awaryjna to najbliższego weterynarza 24h ma w sąsiedniej miejscowości. Teraz już rozumiem czemu nie lubi tam jeździć. Poza problemem logistycznym jest też problem cen - w tej sąsiedniej miejscowości mieszkają w większości bardzo bogaci ludzie więc weterynarz musi być dużo droższy.

Ja rozumiem, że część leków trzeba wykupić i podać natychmiast. Ale na część mniej pilną mogliby jej wypisać receptę. Oczywiście, że nie musi wykupić tych leków, które nie są potrzebne natychmiast, ale to oznacza, że w świetle tego co piszesz musiałaby jeszcze raz pojechać z chorym zwierzakiem w pierwszy dzień roboczy do tego drugiego tańszego weterynarza i oprócz leków drugi raz zapłacić za badanie.

Oczywiście to jest osoba starszej daty - zbyt dumna by przyznać się do takich problemów, ale teraz mi trochę się wyjaśniło czemu ma z tym drugim wetem taki problem.

:-(

Takich "przykładów z życia" są setki. Od takiej pomocy są fundacje, zawsze się można do nich zwrócić. Popytać też można w gminie, czy udzieli jakiegoś wsparcia w potrzebie. Lekarze weterynarii to nie instytucje charytatywne. Koszty działalności każdy z nas ma takie same: ZUS, pracownicy, pensje, prąd, gaz (jeśli jest) czynsz i reszta opłat. Leki, czy to w mieście czy pipidówce, kupujemy za taką samą cenę.
Nie istnieje takie coś, jak wypisywanie recepty do drugiej lecznicy. Można, na prośbę klienta, zadzwonić do najbliższego lekarza, zapytać czy ma dany lek, czy wyda na kontynuację dla tego i tylko tego pacjenta.

Nie zrozum mnie źle - nie oczekuję pomocy za darmo i doskonale rozumiem, że weterynarze nie mogą i nie chcą pracować charytatywnie. Ta wspomniana osoba tym bardziej (jest naprawdę zbyt dumna by poprosić o najmniejszą pomoc czy przysługę). Pomijając to zresztą chodziło mi o sytuację awaryjną gdy jest sobota w nocy i pod drzwiami zjawia się poturbowane, wręcz umierające stworzenie - gmina czy fundacja nie mają jak pomóc. Ale tu nie o to chodzi.

Nie chcę nikogo obwiniać ani atakować. Po prostu, choć może czegoś nie rozumiem, sytuacja wydaje mi się nieco dziwna (niezdrowa byłoby być może za mocne) - taka niezbyt prokonkurencyjna. Z lekami ludzkimi jest tak, że przynajmniej w jakimś zakresie, apteki mogą cenowo konkurować o klienta (to pewnie też jakieś uproszczenie, jak mi się zdaje ten rynek jest przeregulowany i niełatwy). A tutaj możliwości dla takiej konkurencji za bardzo nie widzę.

Można, na prośbę klienta, zadzwonić do najbliższego lekarza, zapytać czy ma dany lek, czy wyda na kontynuację dla tego i tylko tego pacjenta.

Pomińmy to, że w opisywanej przeze mnie sytuacji to niczego nie rozwiąże (jest sobota w nocy) ale rozumiem, że to i tak zależy od dobrej woli weterynarza?

Czy zechcesz się podzielić swoim doświadczeniem i napisać w dwóch zdaniach jak to jest z cenami tych leków w detalu? Czy różnice cen potrafią być bardzo wysokie w różnych lecznicach? Czy panuje pełna dowolność co do ustalenia ostatecznej ceny detalicznej?

Lek jest sprzedawany zawsze z usługą. Płacisz za to, że ja wiem co podać, jak podać, w jakiej ilości, jak często. My też bierzemy odpowiedzialność za leczone przez nas zwierzęta. Lek stanowi element wizyty, badania, diagnostyki. I zawsze pod konkretne zwierzę. Nie ma tak, że przychodzisz do lecznicy i chcesz tabletki na serce dla swojego psa, nie ma takiej opcji! Musisz być z psem, badanie, ekg, usg, krew, wszystko co potrzeba do postawienia diagnozy. I dopiero wtedy leki.

A w awaryjnej sytuacji zawsze można wezwać lekarza na wizytę domową.

Hmm. Rzeczywiście - teraz wygląda to trochę inaczej.

Wielkie dzięki za cierpliwość i odpowiedzi. Pozdrawiam serdecznie.

Coin Marketplace

STEEM 0.27
TRX 0.12
JST 0.032
BTC 57369.97
ETH 2943.81
USDT 1.00
SBD 3.63